Witamina C

8 czerwca 2018

Witamina C i jej ogromne znaczenie

Laureat nagrody Nobla Doktor Pauling doniósł, że witamina C niezbędna w organizmie jest dla prawidłowego przebiegu procesów fagocytozy (pochłaniania drobnoustrojów chorobotwórczych przez białe krwinki). Krwinki odżywione witaminą C działają energicznie, a te o niskim stężeniu witaminy C reagują niemrawo. Na krótko przed śmiercią, a dożył 93 roku życia, powiedział, że swoje zdrowie zawdzięczał w głównym stopniu witaminom i minerałom, a szczególnie przyjmowaniu dużych dawek witaminy C. I choć zmarł na raka, wierzył, że dzięki witaminom i minerałom udało mu się odsunąć początek i opóźnić znacznie rozwój choroby przynajmniej o 20 lat. Głęboko wierzył, że może ona odwlec choroby i wydłużyć życie. W dawnych czasach długie podróże morskie powodowały śmierć wielu marynarzy. Po 70 dniach diety pozbawionej witaminy C zaczynała się awitaminoza, a po czterech, sześciu miesiącach dochodziło do poważnego rozpadu ścian naczyń krwionośnych, niedokrwistości, wypadania zębów oraz wielu innych bardzo przykrych objawów. Doprowadzało to do samoistnych krwawień, a później do krwotoków wewnętrznych i zgonów. Mimo że choroba ta, nazwana szkorbutem, dziesiątkowała dawnych marynarzy, nigdy nie zachorowały na nią zwierzęta podróżujące statkami. Szczury okrętowe czy koty trzymane do ich zwalczania czuły się wyśmienicie. Wytłumaczenie tego faktu jest bardzo proste. Zwierzęta te, tak jak 99 proc. wszystkich zwierząt, produkują samoistnie witaminę C, która jest niezbędna do syntezy kolagenu, elastyny i innych związków. Kolagen zaś jest głównym składnikiem skóry i ścian naczyń krwionośnych, tworzy również fundament naszych kości. Naczynia krwionośne, a zwłaszcza wieńcowe serca, w ciągu całego naszego życia są poddawane nieustannej pracy. Prawie 100 tys. razy dziennie serce człowieka podnosi i obniża ciśnienie krwi, tłocząc ją nieprzerwanie przez tętnice i żyły. Nic dziwnego, że poddane największemu stresowi mechanicznemu tętnice serca zużywają się najszybciej i wymagają ciągłych napraw. Zbyt mało naturalnej witaminy C w naszym pożywieniu prowadzi do osłabienia ścianek naczyń i powstawania mikrouszkodzeń. Organizm, nie mogąc ich naprawić z powodu niedoboru tej witaminy, stara się uszczelnić je za pomocą dostępnych środków. Używa do tego cholesterolu i innych tłuszczy transportowanych we krwi jako lipoproteiny (np. LDL). Ma to jednak poważny skutek uboczny. Z upływem czasu odkładanie się cholesterolu prowadzi do zmian patologicznych i formowania pokładów miażdżycowych w naczyniach, co ogranicza światło przepływu krwi. Przy długotrwałym niedoborze prawdziwej witaminy C, a nie jej chemicznych „odpowiedników”, pokłady cholesterolu stale rosną, prowadząc w skrajnych.

Jeżeli zdarzy się to w naczyniu krwionośnym dostarczającym krew do mózgu, dochodzi do udaru. Jeśli w sercu do zawału. Badania w tym kierunku zainicjował dr Matthias Rath we współpracy z dwukrotnym noblistą Linusem Paulingiem. Kontynuuje je Instytut Badawczy Dr. Ratha w Kalifornii. Kieruje nim, co jest powodem do dumy dla Polaków, dr Aleksandra Niedzwiecki.

DLACZEGO DAWKI WITAMINY C MUSZĄ BYĆ TAKIE DUŻE W CZASIE CHOROBY?

To powszechnie znany fakt, że witamina C jest „dawcą” elektronów. „Dostarcza” elektrony do walki z wolnymi rodnikami. W wyniku tego procesu powstaje kwas dezoksyaskorbinowy, który następnie jest przekształcany w witaminę C. To znaczy, że poddaje się ona swoistemu „recyklingowi”; nasz organizm może ciągle używać tej samej porcji od nowa. Ponieważ ten „recykling” zachodzi nieprzerwanie, zdrowi ludzie zwykle potrzebują mniejszych dawek witaminy C niż te, których używał do swoich badań Klenner. Jednak, kiedy chorujemy, wolne rodniki namnażają się dużo szybciej, niż witamina C jest w stanie dostarczyć elektronów do walki z nimi. Gdy ciało poddaje się działaniu wolnych rodników i stan chorego się pogarsza, ogromne ilości kwasu askorbinowego ulegają zniszczeniu. Większość chorób zakaźnych okazała się zabójcza, bo powodują powstawanie gigantycznej armii wolnych rodników. Witamina C wysyła swoje elektrony do walki z nią, działa więc jak „śmieciożerca”. Według amerykańskiego internisty Roberta Catharta, organizm dotknięty poważną chorobą zakaźną doświadcza ogólnosystemowego ostrego niedoboru kwasu askorbinowego. Cathart uważał, że podawanie 1-10 g witaminy C co 24 godziny doprowadziłoby tylko do nieznacznej poprawy. Jedynie dawki uderzeniowe, od 30 do 200 g i więcej, raz na dobę – mogą dostarczać takiej liczby elektronów, żeby mogły one wyeliminować wolne rodniki, których powstawanie towarzyszy większości infekcji.

Doniesienia jakoby witamina C powodowała wzrost stężenia kwasu moczowego we krwi lub nawroty szkorbutu, okazały się niepoparte dowodami. Podobnie było z pogłoskami, że zażywanie tej substancji zwiększa ryzyko pojawienia się kamieni nerkowych. Przede wszystkim, sztuczna witamina C bardzo obciąża nerki. Po około trzech godzinach wydalanych z moczem jest 70% – 97% przyjętej dawki sztucznej witaminy C. Niedobór witaminy C powoduje spadek liczby limfocytów T, na których opiera się działanie układu immunologicznego.

Używamy cookies i podobnych technologii m.in. w celach: świadczenia usług, reklamy, statystyk. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że będą one umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. Pamiętaj, że zawsze możesz zmienić te ustawienia.